Bo Londyn to nie
tylko West End, Big Ben i London Eye!
Gdziekolwiek
jestem lubię zapuszczać się w rejony rzadziej uczęszczane przez turystów. Tylko
wtedy można naprawdę poznać miasto, które się odwiedza. Pretekstem do wybrania
się do dzielnicy Hackney były dwa muzea: Bethnal Green Museum of Childhood oraz
Geffrye Museum. To pierwsze przenosi nas w czasy dzieciństwa, zarówno naszego,
jak i naszych rodziców, dziadków, czy prapradziadków. Geffrye Museum to również
powrót do przeszłości, ale pod kątem wystroju wnętrz. Co ważne, oba muzea kuszą
napisem ‘free admissions’ :)
Jako,
że nie są to miejsca wielkości Natural History czy też V&A Museums to
miałyśmy z dziewczynami jeszcze całe popołudnie do zagospodarowania. Najpierw
przeszłyśmy okolicę wzdłuż i wszerz, jednocześnie zajadając się kanapkami z
pobliskiego tesco, a potem zdecydowałyśmy, że wsiadamy w pierwszy autobus jaki
przyjedzie na najbliższy przystanek i odkrywamy tajemnice dzielnicy :) Tak się złożyło, że autobus jechał w kierunku Hackney Wick. Nie miałyśmy
zielonego pojęcia, gdzie to jest, czy warto tam jechać, i gdzie powinniśmy
wysiąść, ale to właśnie sprawiło, że świetnie się bawiłyśmy. Jak tylko
zobaczyłam tabliczkę „London Fields” stwierdziłam, że tam właśnie musimy
wysiąść. (London Fields to park, i jednocześnie tytuł książki Martina Amisa,
która dostąpiła zaszczytu znalezienia się w mojej pracy mgr ;) ). Dzięki temu
odnalazłyśmy też ciekawe miejsce na wypad na piwo. Taka trochę obskurna
piwiarnia z muzyką na żywo, niedaleko przystanku kolejowego London Fields :) Jak się później dowiedziałam jest stamtąd całkiem niedaleko do Stratford,
gdzie znajdują się główne areny zbliżających się Igrzysk Olimpijskich. Tam mam
nadzieję również wkrótce zawitam.
Kilka fotek Hackney:
Geffrye Museum:
Świetne zdjęcia, aż chce się wybrać do Londynu. ;)
OdpowiedzUsuńEch, Londyn, moje marzenie... :-)
OdpowiedzUsuń