28 lis 2011

powrót do przeszłości...

... czyli jak to o mały włos nie zostałam au pair w Yorkshire.
Dokładnie tydzień po złożeniu aplikacji w agencji zgłosiła się do mnie rodzina w płn. Anglii. Mieszkali w małej miejscowości niedaleko Yorku, ojciec pracujący w Londynie, przyjeżdżający do domu dopiero w czwartki wieczorem, pracującą mama, dwójka dzieci do opieki, ale w praktyce zajmowałabym się tylko 5letnią dziewczynką, bo młodszy brat prawie cały dzień spędzał w przedszkolu. Wymieniliśmy parę mejli, aż w końcu pogadaliśmy na skypie. Przemili ludzie, naprawdę dobre warunki, świetna jak dla mnie lokalizacja, wolna posada od stycznia. Właściwie nie było się nad czym zastanawiać. Wszystko tak jak miało być. Więc się zdecydowałam. Oni również byli bardzo na tak. Oficjalne potwierdzenie od biura dostałam we wtorek. Host mum w weekend miała mi przesłać umowę ze wszystkimi konkretami. No to sobie czekałam cała w skowronkach, że tak szybko się wszystko świetnie ułożyło. Było super do niedzieli wieczorem kiedy dostałam mejla z informacją, że bardzo chętnie mnie przyjmą, ale nie w styczniu, tylko na przełomie marca i kwietnia... bo ich obecna au pair zdecydowała się jednak zostać dłużej... super po prostu. Ja byłam przygotowana aby wyjechać na przełomie listopada i grudnia, więc czekanie do marca byłoby kompletnie bezsensowne. I tak oto plany spacerów po angielskich wrzosowiskach legły w gruzach. Szkoda, że nie uzgodnili szczegółów ze swoją au pair zanim zaczęli szukać jej następczyni... w każdym bądź razie potem czekały mnie długie tygodnie szukania kolejnej rodziny, aż znalazła się ta obecna (która mam nadzieję nie wywinie mi podobnego numeru).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz