31 mar 2012

lot W6 1610

31.03.2012

Luton - 20:05
Gdańsk - 23:10

29 mar 2012

krótki update

Zabiegana jestem w tym tygodniu niemiłosiernie. Połowa rodziny chora, mnie też wirus próbował złapać, ale walczyłam dzielnie i się nie dałam. Trochę trzeba było z chorymi dziećmi w domu posiedzieć, a w międzyczasie poćwiczyć na siłowni, pożegnać Karolinę oraz zmierzyć się z narastającą górą prania - mam wrażenie, że w tym tygodniu ktoś nam podrzucił parę koszy ciuchów, bo nie wiem skąd się tyle tego wzięło! Jutro dzieciaki kończą lekcje wcześniej, bo się przerwa międzysemestralna zaczyna, więc popołudnie będzie zapewne pełne wrażeń.

Ostatni weekend miałam boski. A może powinnam raczej użyć określenia królewski :) W sobotę odwiedziłam miejsce gdzie żony Henryka VIII traciły głowy, a w niedzielę wpadłam do Królowej Elżbiety na herbatkę za miasto :) Do tego rzuciłam okiem na wytwórnię Angielskiej elity, czyli Eton College i przespacerowałam się po St.Katharine's Docks w Londynie. Mogę śmiało powiedzieć, że po stokroć warto wybrać się do wszystkich tych miejsc - naprawdę warte są pieniędzy, które trzeba wydać na wejściówki. Zwłaszcza królewskie komnaty Windsoru robią ogromne wrażenie. No i obejrzeć zbroję Henryka VIII w The Tower! Brak mi słów. Ale domyślam się, że nie wszystkich tak ekscytują angielscy władcy i cała ta angielska historia :)

To by było na tyle dzisiaj. Żelazko wzywa.

P.S. Tuż koło The Tower sprzedają przepyszne fish & chips!

22 mar 2012

kiedy hości mają cię w d....

Na całe szczęście nie będzie to post o mnie. Historia wygląda następująco:
Karolina, duńska au pair, przyjechała tu raptem dwa dni po mnie. Wstępnie umówiła się z rodziną, że może zostać na rok, o ile nie zdecyduje się aplikować na studia. Wtedy wyjedzie wcześniej. No i zdecydowała, że chce studiować, że rok u tej rodziny to zdecydowanie za długo, i że chce wyjechać w czerwcu. Powiedziała im to w niedzielę, żeby mieli dostatecznie dużo czasu, żeby znaleźć nową au pair. W środę hości oznajmili jej, że znaleźli nową dziewczynę, która jest dostępna od zaraz. Przyjeżdża w piątek, a Karolina ma wyjechać w sobotę... na niedzielę Karolina ma już kupione bilety do Windsoru, a na Wielkanoc bilety do Danii i z powrotem. Teraz musi to jakoś wszystko poodkręcać... Nie ma to jak poinformować człowieka, że ma trzy dni, żeby się wynosić... rozumiem, gdyby zrobiła coś niewybaczalnego, zawaliła coś z dzieciakami, ale nic takiego nie miało miejsca, od samego początku była wobec tej rodziny w porządku... być może mam zbyt wygórowane oczekiwania co do ludzi, ale tu chyba odrobina kultury by wystarczyła... poza tym naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogliby na nową au pair poczekać do Wielkanocy, na kiedy Karolina miała już zabukowane bilety do domu... no cóż... teraz staramy się z dziewczynami podnieść Karolinę na duchu i zorganizować jej godne pożegnanie.

21 mar 2012

po weekendzie, bez tytułu. bez pomysłu.

Ach, jaki to był przemiły weekend :) Mama w piątek szczęśliwie doleciała do Luton (chociaż o mały włos, a nie zdążyłaby na samolot!) skąd prosto pojechałyśmy do hostelu. Naprawdę byłam szczęśliwa, że mogłam ją zobaczyć po tych prawie trzech miesiącach. Skype to nie to samo, co spotkanie. Zatrzymałyśmy się w The Royal Bayswater Hostel, który polecam tylko wyłącznie ze względu na lokalizację, bo same warunki w hostelu pozostawiają wiele do życzenia.
Ze względu na złą pogodę trochę zmieniłyśmy wcześniejsze plany, ale i tak pokazałam mamie w ciągu tych dwóch dni spory kawałek Londynu: Buckingham Palace, Big Ben, Westminster Abbey, Wellington Arch, V&A Museum, Science Museum, Green Park, St. James's Park, Kensington Gardens, Kensington Palace, The Royal Albert Hall, Pomnik Alberta, Hyde Park, London Bridge, The Tower, Tower Bridge, Portobello Road, dzielnica Notting Hill, no i oczywiście były też zakupy w Primarku.
Smutno było się żegnać w niedzielę, ale w końcu już za dwa tygodnie to ja zawitam do Gdańska, więc nie ma co się żalić.


Od jakiegoś czasu targają mną wątpliwości co do mojego wyjazdu/pozostania tutaj. Sama nie wiem co mam robić. Sprawa wygląda następująco: kontrakt mam do połowy września. Natomiast dziewczyny, z którymi się tutaj trzymam wyjeżdżają w czerwcu, czyli dwa miesiące wakacyjne spędzę raczej samotnie tutaj, do tego będę miała więcej roboty, bo dzieciaki będą miały full wolnego czasu. Mam kilka opcji do wyboru: wypełniam kontrakt i zmywam się we wrześniu, przedłużam kontrakt (być może do Świąt Bożego Narodzenia), skracam swój pobyt i zmywam się przed wakacjami (ale musiałabym znaleźć dobrą wymówkę, bo jakoś tak głupio mi ich zostawiać z byle powodu), wypełniam kontrakt do końca, ale zostaję w Londynie i szukam innego zajęcia (chociaż sama nie wiem jakiego). Tęsknie za Gdańskiem, rodziną i przyjaciółmi, ale boję się tego, że jak przyjadę to czekają mnie długie tygodnie (o ile nie miesiące) szukania pracy, a jak już ją znajdę to będzie to 10h pracy na dobę za 1300zł... gdzieś też podskórnie boję się zostania tutaj... bo im dłużej tu będę, tym jeszcze trudniej będzie mi wrócić, a chyba nie wyobrażam sobie życia na emigracji... no i też Londyn to nie jest jakiś raj na Ziemi, nie mam gwarancji, że życie mi się tutaj fajnie ułoży... no sama nie wiem... czasu do namysłu jeszcze trochę mam... jakoś zawsze w życiu spadałam na cztery łapy, i większość decyzji, które podejmowałam okazywało się słusznych, więc liczę na to, że tym razem znów tak będzie.

15 mar 2012

I feel good :)

Pogoda nas tu zdecydowanie rozpieszcza. Drzewa już powoli się zazieleniają, słońce, delikatny wiatr, żyć nie umierać! Do tego jutro do Londynu przylatuje moja mama. Co prawda tylko na weekend, ale i tak się bardzo cieszę. Wszystko już mam zorganizowane, zabukowane, wydrukowane, tylko trzeba mamę jutro z Luton odebrać.
Dodatkowego kopa energii dodaje mi chodzenie na siłownię i spinning (zumba cały czas czeka w kolejce). Na początku marca zapisałyśmy się z dziewczynami do Leatherhead Leisure Centre i teraz co najmniej dwa razy w tygodniu zamieniamy nasze wątłe ciała w muskulaturę Schwarzenegera ;)
Poza tym w weekend w końcu zwiedziłam Katedrę św. Pawła, po raz kolejny przespacerowałam się po wschodnim Londynie, który z niewiadomych przyczyn bardzo mi się podoba oraz odkryłam uroki północnego Londynu, a konkretnie Highgate Cementary i Hamsptead Heath.

W sobotę Laura ma urodziny. Co prawda ja będę w tym czasie w Londynie, ale prezent i tak jej kupiłam. Leży sobie pięknie zapakowany w mojej szufladzie i czeka na jutrzejsze wręczenie. Mam w planie zrobienie jej jeszcze murzynka, no ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
Z kolei w niedzielę Anglicy obchodzą Dzień Matki. Stwierdziłam, że z tej okazji dam Toni kartkę i coś upichcę. Na kartce z napisem 'Mum' dopisałam 'Host', a w środku wpisałam podziękowania za bycie tak 'perfect host mum'. Od samego początku była dla mnie tak miła i kochana, że stwierdziłam, że warto się jej odwdzięczyć chociażby poprzez taki drobny gest.

Generalnie jest naprawdę faaaajnie :) :) :)

Enjoy the show...

...a człowiek żałuje, że nie ma porządnego aparatu, który byłby w stanie uwiecznić piękno wieczornego Londynu...

12 mar 2012

just learn how to enjoy the show



The sun is hot
In the sky
Just like a giant spotlight
The people follow the sign
And synchronize in time
It's a joke
Nobody knows
They've got a ticket to that show...

I'm just a little girl lost in the moment...

I've got to let it go
And just enjoy the show...

Just enjoy the show...

Chyba najpiękniejszy spacer jaki do tej pory odbyłam w Londynie.
Co prawda był to spacer po miejscach, które już widziałam, ale
dopiero dzisiaj odkryłam w pełni piękno tego miasta.
Dopiero dzisiaj odkryłam jak dobrą decyzją był przyjazd tutaj.
Dopiero dzisiaj odkryłam, że niezależnie od tego co się jeszcze nie wydarzy to nigdy nie będę żałować, że tu przyjechałam.
Dopiero dzisiaj odkryłam jak bardzo jestem szczęśliwa, że tu jestem.
Dopiero dzisiaj. Po 65 dniach :)

Just enjoy the show...

7 mar 2012

Aby portfel w Londynie nie świecił pustkami

Pensja au pair + zwiedzanie + zakupy na Oxford Street + Guiness = bankructwo.
Żeby nieco złagodzić wynik tego równania trzeba szukać oszczędności gdzie się da.
Jeśli ktoś, w przeciwieństwie do mnie, nie zbliża się wielkimi krokami do wieku starczego powinien zaopatrzyć się w '16-25 Railcard'. Kartę można wyrobić na dworcach kolejowych, potrzebne do tego jest zdjęcie paszportowe, dokument potwierdzający nasz wiek oraz 28funtów. Karta ważna jest rok i upoważnia do 30% zniżki na transport. Zdecydowanie opłaca się ją wyrobić.

Jak już jedziemy pociągiem to nie wyrzucamy biletu! Dodatkowo zabieramy z dworca jedną z książeczek 'London Attractions 2for1'. W środku znajdziemy obszerną listę obiektów, do których będziemy mogli wejść z osobą towarzyszącą płacąc tylko za jeden bilet. Trzeba jedynie okazać ważny bilet kolejowy oraz wypełniony kupon z tej książeczki. Warto przejrzeć też inne oferty przewoźników kolejowych, jak chociażby 'Group Save', 'Combined Tickets' czy 'Advance Fares'.

Jeśli nie wybieramy się do Londynu, ale na jakieś inne wycieczki to taniej wychodzi zebrać się w grupę i jechać samochodem. Transport w Anglii niestety nie należy do najtańszych.

Gdy ktoś widząc ładne spodnie nie potrafi oprzeć się pokusie ich zakupu, to proponuję wybrać się do Primarku. Uleganie pokusie w tym miejscu kosztuje zdecydowanie mniej niż chociażby w H&M, Next czy Marks&Spencer. Na zakupy spożywcze - Tesco albo Sainsbury's. Waitrose jest już droższy.
Do tego polecam kolekcjonowanie wszelkiego rodzaju kuponów zniżkowych, kart klubowych, itp. Prędzej czy później się przydadzą :) Ja wytrwale zbieram punkty w Coście :)

I to chyba tyle ode mnie. Jeśli ktoś ma coś do dodania w tym temacie to chętnie posłucham :)

4 mar 2012

imprezowy Londyn

Dzisiaj Josefine obchodzi swoje 20 urodziny. Postanowiliśmy je uczcić imprezą w Londynie. Świętowanie rozpoczęłyśmy obiadem w jednej z knajp niedaleko Oxford Circus, a potem udałyśmy się do klubu. I było naprawdę fajnie, gdyby nie to, że wydałam tyle kasy, że na samą myśl robi mi się słabo. No i ten powrót do domu... Klub zamykali o 3, a my miałyśmy pierwszy pociąg do Cobham o 6:57... To sobie zrobiłyśmy spacer od Oxford Circus do Waterloo, który mógłby być przyjemnym doświadczeniem gdyby nie niska temperatura i organizm zmęczony kilkugodzinnym balowaniem. Do tego dworzec otwierali dopiero o 5:30 więc siedziałyśmy sobie przy wejściu w towarzystwie innych ludzi jak jacyś bezdomni menele ;) W domu byłam o godz.8. Dzieciaki już zaczynały nowy dzień, siedząc w salonie i oglądając tv, a ja jeszcze nie skończyłam dnia poprzedniego :)
Już jakiś czas temu zaczęłam żałować, że nie znalazłam rodzinki w Londynie, tylko w małej miejscowości, a w takie noce jak ta to uczucie się tylko nasila. Nie jestem typem klubowiczki, ale lubię się wybrać na imprezę od czasu do czasu. A takie czterogodzinne oczekiwanie na powrót do domu skutecznie potrafi odebrać ochotę na tego rodzaju wypad. Już nie mówiąc o tym, że moja miejska natura coraz głośniej o sobie przypomina i tutejsza cisza i spokój zaczyna mi przeszkadzać. Na początku to była miła odmiana, ale teraz zaczyna mnie to irytować. Jak to śpiewały Elektryczne Gitary "Jestem z miasta. To widać, słychać i czuć." :)

2 mar 2012

Uroki Portsmouth

Jako, że Londyn ostatnio mi się trochę znudził, to postanowiłam ostatni weekend spędzić gdzieś indziej. Sama nie wiem dlaczego wybrałam Porstmouth Harbour, ale był to strzał w dziesiątkę! Naprawdę fajne miejsce. Spacerując promenadą, i głównym deptakiem czułam się momentami jak w Sopocie :)

Podróż pociągiem zajęła nam 2h, na miejscu byłyśmy około 11. Zaczęłyśmy od spaceru do Portsmouth Historic Dockyard. Nie wykupiłyśmy biletu na statki i wystawy bo był dość drogi (21f). Potem spacer wzdłuż nabrzeża, Blue Reef Aquarium - ok, ale bez rewelacji. W Gdyni mamy lepsze :) Następnie wjazd na Spinnaker Tower skąd rozciągał się przecudowny widok na miasto i morze, Anglican Cathedral gdzie akurat odbywały się próby orkiestry oraz City Museum. W Portsmouth jest jeszcze wiele innych atrakcji, ale niestety nie starczyło czasu, już nie mówiąc o tym, że te inne przyjemności kosztują. Miasto ma naprawdę wiele do zaoferowania i warto do niego zajrzeć. Poza tym ta pogoda... słońce, delikatny wiatr i my siedzące na kamiennej plaży.... bosko!

1 mar 2012

football hero :)

Jak mało potrzeba człowiekowi do szczęścia :D
Widziałam dzisiaj na własne oczy kapitana mojej ulubionej drużyny - FC Chelsea i od razu poziom zadowolenia podniósł się kilkakrotnie :)

Tak się składa, że jego dzieci chodzą do tej samej szkoły co Laura, ale ja jak do tej pory go tam nie widziałam. W innej sytuacji pewnie poprosiłabym o jakiś autograf albo zdjęcie, ale tutaj byłoby to trochę żenujące. Tak czy siak, fajnie :)
A teraz kierunek 'Mariana's house' na wieczór filmowy.