21 gru 2011

Magiczne pudełko

Dzisiaj zostałam obdarowana przez Zi świątecznym prezentem. Jest to zestaw drobnych przedmiotów niezbędnych dla mojego udanego pobytu w Anglii. Każdy ma szczegółowy opis, co do zastosowania i powiem szczerze, że jeden z nich mnie lekko zaskoczył :) Nie zdradzę, co zawierało to piękne pudełko, ale napiszę tylko, że jest to jeden z bardziej udanych prezentów świątecznych jakie kiedykolwiek dostałam! I od razu tak miło się człowiekowi robi na sercu :) Ale takie momenty powodują też, że dociera do mnie, że będę tęsknić bardziej niż myślałam. Nie będzie już spacerów po opływie Motławy, herbaty w Tekstylnej, wypadów na mecze i na kompanów, nie będzie rodzinnych spędów, weekendowych przejażdżek do Otomina, jajecznicy w niedzielny poranek, wspólnego oglądania Szkła Kontaktowego i wielu innych rzeczy. Wiem, że to tylko osiem miesięcy i potem wszystko powróci do normy, ale jakoś tak smutno… I ten wyjazd jeszcze bardziej uświadomił mi kto tak naprawdę jest dla mnie ważny, za kim będę tęsknić, i kto mam nadzieję będzie tęsknić za mną, a kto jest po prostu jedną z wielu osób, które poznałam w życiu i której nagłego braku w ogóle nie odczuję.

18 gru 2011

Zwątpienie

Wszystko pięknie i cudownie. Jest znaleziona rodzina, jest wyjazd, jest au pairowska przygoda. Ale droga ku temu wcale nie jest taka łatwa i przyjemna jak to ją opisują w kolorowych katalogach i na stronach internetowych. Nie rzadko czeka się długo na jakikolwiek match, a jeśli już pojawi się potencjalna rodzina to nic z tego nie wychodzi. Trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia żeby w miarę szybko znaleźć to, czego się szuka. Ja na początku byłam pełna optymizmu, entuzjazmu, wydawało mi się, że z takim poziomem angielskiego, z takim doświadczeniem i wykształceniem znalezienie rodziny to będzie bułka z masłem. Niestety rzeczywistość, jak to często w życiu bywa, okazała się daleka od wyobrażeń. Co prawda dość szybko odezwała się do mnie rodzina z Yorkshire, która wydawała się idealna dla mnie, ale nic z tego nie wyszło o czym już pisałam tutaj. A potem były długie tygodnie czekania… pamiętam ten okres przestoju, kiedy żadna z rodzin przesyłanych mi przez agencję nie wykazywała zainteresowania, a ja już powoli traciłam nadzieję, że mój wyjazd dojdzie do skutku. Taka sytuacja w niewiarygodny sposób potrafi obniżyć człowiekowi samoocenę i wiarę we własne możliwości. W pewnym momencie byłam nawet skłonna zdecydować się na niepracującą host mum, co wcześniej absolutnie wykluczałam. Zaczęłam obniżać swoje wymagania, co mogłoby się skończyć tym, że wylądowałabym w miejscu, do którego wcale nie chciałabym pojechać. I to tylko dlatego, że zwyczajnie miałam już dość szukania, że chciałam mieć to już za sobą. Na całe szczęście do tego nie doszło. W końcu nadeszły te dni, kiedy zła karta się odwróciła. Nagle ni stąd ni zowąd pojawiło się kilka fajnych rodzin, które były mną poważnie zainteresowane, w tym ta, do której zdecydowałam się pojechać. Co prawda wybuch radości zastąpiło raczej poczucie ulgi, ale cieszę się z mojego wyboru i uważam go za słuszny. Co nie zmienia faktu, że czasami nachodzi mnie pytanie „Co by było gdyby…?”

Szukanie rodziny goszczącej potraktowałam jako pewnego rodzaju trening przed przyszłym szukaniem pracy. Wtedy człowiek też nerwowo czeka na jakikolwiek mejl bądź telefon, a poziom zwątpienia i rezygnacji wzrasta z każdym dniem. I chociaż łatwiej to powiedzieć niż zrobić, to tak jak w każdej trudnej sytuacji, trzeba wierzyć, że się uda i nie poddawać się. A do tego otaczać się ludźmi, którzy dobrze nam życzą, wierzą w nas i wpierają! Pamiętam ten moment, kiedy przyszłam prawie ze łzami w oczach powiedzieć mojej mamie, że mimo wcześniejszych ustaleń jednak nie jadę do Yorkshire. Powiedziała mi wtedy z taką niesamowitą pewnością w głosie „widocznie ma ci się trafić coś lepszego”. No i trafiło! Mama jak zwykle miała rację ;)

14 gru 2011

there's nothing wrong

Piosenka, która prześladuje mnie od wczoraj:


A poza tym to popadłam w jakiś marazm. Nic mi się nie chce, na nic nie mam ochoty, jeszcze w dodatku muszę pewne zaległe papierkowe sprawy uregulować, które niesamowicie mnie frustrują. Something's wrong niestety.

6 gru 2011

Mój prywatny au pairowski alfabet

A jak Anglia oczywiście.

B jak BBC, które zapewne będę oglądać godzinami :)

C jak Chelsea FC. Favourite team, której baza treningowa znajduje się parę kroków od miejsca gdzie będę mieszkać.

D jak dół i deprecha. Zdarzało się, kiedy skrzynka mejlowa świeciła pustkami.

jak duma. Że się zdecydowałam, że jadę, że dam radę!

E jak entuzjazm.

jak EURO 2012. Jedyny minus wyjazdu - nie będzie mnie wtedy w Polsce.

F jak filologia angielska. Czegoś mnie chyba jednak na niej nauczyli…

G jak Gdańsk.

H jak HappyAuPair.

I jak pani Iwona, wytrwale szukająca mi host family.

J jak Jubileusz Królowej Elżbiety, już w czerwcu!

K jak Kastrup. Lotnisko w Kopenhadze, gdzie będę się przesiadać.

L jak Laura. Sześciolatka, przyszła aktorka i tancerka.

M jak Matthew. 8 lat. Zapalony fan i zawodnik rugby.

jak Mercedes. Z automatyczną skrzynią biegów! Yes!

N jak niezależność.

O jak obawy, którymi mogłabym obdzielić stado kawalerii.

P jak prawo jazdy.

R jak Richard. Host dad.

S jak szkocki akcent jednej z hostek, z którą rozmawiałam. Prawdziwy sprawdzian umiejętności językowych.

T jak Tonia. Host mum.

jak tęsknota – nieunikniona.

U jak upychanie. No, bo jak inaczej mam zmieścić swoje życie w dwóch walizkach?

W jak wybredna. Niewiele było rodzin, które naprawdę bardzo mi się podobały i do których pojechałabym z całkowitą pewnością.

Y jak Yorkshire, gdzie o mało nie wylądowałam. Trochę żal, ale chyba dobrze się stało

Z jak zwiedzanie. Główny i nadrzędny cel wyjazdu.

5 gru 2011

pierwsze przygotowania

Do mojego wyjazdu zostały 32 dni. Jako, że szczególnie zapracowana nie jestem to się już powolutku do tego dnia przygotowuję. Parę dni temu załatwiłam sprawę ubezpieczenia (Euro26), wybrałam swój prezent świąteczny, który na wyjazd będzie jak znalazł, zmierzyłam torby i walizy, aby wybrać tę która najbardziej odpowiada wymaganiom SAS oraz zrobiłam listę rzeczy, które muszę ze sobą zabrać. Niestety lista jest dość długa, ale zapewne zweryfikuje ją próbne pakowanie. Napisałam też do obecnej au pair moich przyszłych hostów czy ma może jakieś wskazówki dla mnie odnośnie tego co brać, a co lepiej zostawić w domu. Wypytałam ją też jeszcze o pewne szczegóły dot. naszych obowiązków, tak żeby już być na 200% pewnym, że wszystko wiem. Co prawda wczoraj hości przesłali mi swój au pair handbook, gdzie wszystko jest opisane w drobnych szczegółach, ale zawsze warto wiedzieć jak to wygląda od tej drugiej strony. Ostatnim razem Derya chętnie odpowiedziała na moje pytania, więc mam nadzieję, że teraz będzie podobnie. Teraz tylko trzeba pomyśleć nad jakimiś upominkami dla małych... jakoś nie mam pomysłu:/

2 gru 2011

Best British Romantic Comedies!

Jako, że zbliżają się Święta, czyli teoretycznie czas radości, relaksu i odpoczynku to w ramach duchowych przygotowań do tego okresu powróciłam do jednych z moich ulubionych filmów i jednocześnie chyba najlepszych komedii romantycznych, jakie w życiu widziałam. Znam je już na pamięć, bo oglądałam je chyba z milion razy, ale za każdym razem bawią mnie tak samo jak gdybym oglądała je po raz pierwszy.

Oto moja wielka trójka:

Cztery wesela i pogrzeb.

Absolutny klasyk. Subtelny, angielski humor. I jeden z ulubionych cytatów filmowych:

Charles: Do you think there really are people who can just go up and say, "Hi, babe. Name's Charles. This is your lucky night?" Matthew: Well, if there are, they're not English.

A na dodatek Rowan Atkinson:)



To właśnie miłość.

Trochę nietypowa komedia romantyczna. Piękne historie, zabawne dialogi, czołówka brytyjskich aktorów, niesamowity Billy Nighy oraz najprzystojniejszy brytyjski PM w dziejach w TEJ scenie:D


Dziennik Bridget Jones.

Nie wiem jak można nie kochać tego filmu. Naprawdę nie wiem:)


Jeśli ktoś jeszcze jakimś cudem ich nie widział, to powinien nadrobić zaległości! Warto!

czapka najlepszym przyjacielem kobiety

Życie to ciągła sinusoida. Raz lepiej, raz gorzej. I to zarówno jeśli chodzi o sprawy ważne, jak i zwykłe pierdoły. Wiąże się to z przeżywaniem raz na jakiś czas "wielkich dramatów", jak choćby nieudana impreza, ohydny deser za 20zeta, oczko w rajstopach, zgubiony kolczyk, źle ułożone włosy. Tych ostatnich dotyczy mój dzisiejszy "dramat". Odpowiedzialna za niego jest moja fryzjerka, którą wielbię nad życie za to, że jako jedna z nielicznych w tym mieście potrafi ujarzmić moje włosy. Niestety okazało się, że mistrzyni cieniowania kompletnie nie radzi sobie z grzywką! To co mi dzisiaj zrobiła... no cóż... mówiąc delikatnie nie spełniło moich oczekiwań. Po prostu złe cięcie skutkujące tym, że mam coś jak kawałek grubego dywanu na czole. A miał być taki miły powrót do dzieciństwa - ostatni raz grzywkę miałam jakieś 15lat temu. Dlatego od dzisiaj kocham moją czapkę miłością wielką i prawdziwą i zamierzam się z nią nie rozstawać przez najbliższe tygodnie. Oby tylko się w końcu porządnie zimno zrobiło! Na poprawę humoru - kawa i drożdżówka i uświadomienie sobie, że moje włosy rosną z prędkością światła, więc koszmar grzywkowy nie potrwa długo:)

No! Nie ma to jak rozpocząć dzień od babskiego marudzenia! Od razu mi lepiej;)

FLIGHT DETAILS :)

Flight: Fri 6 Jan 2012

15:50 - 16:50 Gdansk, Lech Walesa - Copenhagen, Kastrup (Terminal 3)

Stop over at: Kastrup: 1h 25m

18:15 - 19:15 Copenhagen, Kastrup (Terminal 3) - London, Heathrow (Terminal 3)

30 lis 2011

Co tam na mnie czeka?

Kto?

Rodzice: Tonia, pracuje jako prawnik w Londynie, Richard, prowadzi własną firmę w Guildford.

Dzieciaki: Laura (6) uwielbia tańce i przedstawienia, Matthew (8) zapalony sportowiec, gra w rugby i piłkę nożną, oboje kochają pływanie.

Zwierzak: pies Mizzen

Gdzie?

Cobham, a dokładnie to Stoke D’Abernon ulokowane tuż obok. Dom znajduje się około 10min od stacji kolejowej Cobham & Stoke D’Abernon, z której dojazd do London Waterloo zajmuje ok. 40min, z kolei do Guildford ok. 20min.

Moje obowiązki

Odwieźć i przywieźć dzieciaki ze szkoły i na zajęcia dodatkowe.

Pomoc przy odrabianiu lekcji, wspólna zabawa.

Przygotowanie dla nich małego posiłku po szkole.

Wypranie i wyprasowanie ich ciuchów.

Dbanie o to, aby ich pokój nie wyglądał jak graciarnia :)

Babysitting raz w tygodniu.

Plusy

Żadnych ‘general houseworks’, rodzinka ma babkę, która u nich sprząta.

Stosunkowo mała liczba obowiązków i godzin pracy w porównaniu do zarobków.

Samochód z automatyczną skrzynią biegów na prywatny użytek.

Lokalizacja - kiedy sporządziłam sobie listę miejsc, które chcę zobaczyć w Anglii w pierwszej kolejności to okazało się, że większość jest stosunkowo blisko. Dwa kroki do kolejki, przystanku autobusowego, niedaleko wylot na autostradę.

Możliwość podjęcia dodatkowej pracy. Na całe szczęście nie mają nic przeciwko. Ich obecna au pair pracuje w pobliskim Starbucksie.

Minusy

Rodzina nie życzy sobie, aby sprowadzać gości do domu. Więc na angielską herbatkę do siebie nikogo nie zaproszę.

Lokalizacja. Fajnie by było móc wieczorem wyjść na miasto i poprzechadzać się po Trafalgar Square…

29 lis 2011

Moja 'au pair przygoda' w liczbach:

1 … „prawie wyjazd” do Anglii.

1 … pies. Piękny, czarny, o wdzięcznym imieniu Mizzen. Podobno w zamian za podarowanie mu choćby najmniejszego psiego przysmaku jest w stanie zrobić dla ciebie wszystko ;)

2 … nieodebrane telefony z numerów zaczynających się od +44. Do dzisiaj nie wiem, kto dzwonił.

3 … terminal na Heathrow.

5 … rozmów telefonicznych/skype z rodzinami.

8 … rodzin, które wykazały zainteresowanie moją osobą.

20 … dni upłynęło od podpisania umowy z biurem do otrzymania po raz pierwszy mejla o tytule „Congratulations! You are going to be an au pair in Britain!”

23 … tygodnie spędzę w Anglii.

24 … profili rodzin, które w sumie przesłała mi agencja jako potencjalny ‘match’.

26 … lat – tyle będę mieć po powrocie z Anglii. Emerytka wśród au pair to właśnie ja!

31 …kilogramów. Całkowita waga bagażu, w który mam się zapakować na osiem miesięcy. Absolutne mission impossible.

73 … dni upłynęło od podpisania umowy z biurem do otrzymania po raz drugi i ostatni(!) mejla potwierdzającego mój wyjazd.

480 … złotych - tyle kosztuje opłata dla agencji, która szukała mi rodziny.

28 lis 2011

po co mi to całe au pair?

Dziewczyny zazwyczaj robią sobie gap year po szkole średniej albo licencjacie. Ja robię sobie gap year pomiędzy studiami, a "dorosłym" życiem. Bo zdaję sobie sprawę, że teraz albo nigdy. Zawsze marzyłam o pobycie w UK dłuższym niż standardowe wakacyjne dwa tygodnie. Ale wcześniej jakoś nie było czasu, pomysłu, pieniędzy. Teraz nadszedł ten czas by spełnić swoje marzenie. Jestem na takim etapie w życiu, że wyjeżdżając tak naprawdę nic nie tracę, ale za to sporo zyskuje. Pracy nie ma, a przynajmniej nie takiej jaką bym chciała, bądź takiej która dawałaby mi jakąś nadzieję na finansową niezależność. Nie mam dzieci, zobowiązań, nie jestem szaleńczo zakochana. Nic mnie tutaj nie trzyma. Pewnie jest to też swego rodzaju ucieczka przed przyszłością, przed podejmowaniem decyzji, przed odpowiedzialnością... ale co mi tam. Romuald Cabaj napisał kiedyś, że ucieczka może być czasem dowodem wielkiej odwagi - i tego się będę trzymać!

powrót do przeszłości...

... czyli jak to o mały włos nie zostałam au pair w Yorkshire.
Dokładnie tydzień po złożeniu aplikacji w agencji zgłosiła się do mnie rodzina w płn. Anglii. Mieszkali w małej miejscowości niedaleko Yorku, ojciec pracujący w Londynie, przyjeżdżający do domu dopiero w czwartki wieczorem, pracującą mama, dwójka dzieci do opieki, ale w praktyce zajmowałabym się tylko 5letnią dziewczynką, bo młodszy brat prawie cały dzień spędzał w przedszkolu. Wymieniliśmy parę mejli, aż w końcu pogadaliśmy na skypie. Przemili ludzie, naprawdę dobre warunki, świetna jak dla mnie lokalizacja, wolna posada od stycznia. Właściwie nie było się nad czym zastanawiać. Wszystko tak jak miało być. Więc się zdecydowałam. Oni również byli bardzo na tak. Oficjalne potwierdzenie od biura dostałam we wtorek. Host mum w weekend miała mi przesłać umowę ze wszystkimi konkretami. No to sobie czekałam cała w skowronkach, że tak szybko się wszystko świetnie ułożyło. Było super do niedzieli wieczorem kiedy dostałam mejla z informacją, że bardzo chętnie mnie przyjmą, ale nie w styczniu, tylko na przełomie marca i kwietnia... bo ich obecna au pair zdecydowała się jednak zostać dłużej... super po prostu. Ja byłam przygotowana aby wyjechać na przełomie listopada i grudnia, więc czekanie do marca byłoby kompletnie bezsensowne. I tak oto plany spacerów po angielskich wrzosowiskach legły w gruzach. Szkoda, że nie uzgodnili szczegółów ze swoją au pair zanim zaczęli szukać jej następczyni... w każdym bądź razie potem czekały mnie długie tygodnie szukania kolejnej rodziny, aż znalazła się ta obecna (która mam nadzieję nie wywinie mi podobnego numeru).

27 lis 2011

starting date

W poniedziałek zapadła decyzja, że zaczynam aupairowanie od stycznia. Kwestią do ustalenia była tylko konkretna data. W czwartek zgadaliśmy się z hostami co do lotniska (Heathrow), a ja przesłałam im kopie prawka (do ubezpieczenia) i podałam najbardziej odpowiadające mi daty wylotu (czyt. 'te kiedy bilety są najtańsze'). No i teraz czekam na ich decyzje. Zdaję sobie sprawę, że to zapracowani ludzie i mogli mieć w ciągu ostatnich dwóch dni ważniejsze sprawy na głowie, ale trochę się niecierpliwię. I trochę mnie to stresuje. Ale może to wynik poprzedniego doświadczenia, kiedy czekałam na mejla od rodziny z umową i starting date, a dostałam informację, że jednak do nich nie pojadę. Dlatego całkowicie spokojna będę kiedy dostanę podpisaną przez nich umowę, kiedy będę znała konkretną datę wyjazdu i miała zarezerwowany bilet. Ehh... nie lubię tego oczekiwania...

26 lis 2011

Dlaczego Anglia?

  • Najcudowniejszy język na Ziemi.
  • Ten akcent!
  • Henryk VIII i jego sześć żon, Wojna Róż, królowa Wiktoria, imperium, Industrial Revolution, bitwa o Anglię, Hadrian’s Wall, Thatcher, i cała ta pasjonująca historia.
  • Ten akcent!
  • Londyn, Brighton, Bath, York, Canterbury, Liverpool, Oxford, Stratford etc.
  • Wielość kultur i narodowości.
  • Ten akcent!
  • Puby, krykiet, M.Amis, arystokracja, BBC, fish&chips, Adele, pogoda, ‘pardon?’ vs ‘what?’, Hugh Grant, ironia, pudding, ‘Downton Abbey’, czyli po prostu szeroko rozumiana kultura i styl życia.
  • Zamki, klasztory, katedry, domy, mury i kamienie, które pamiętają jeszcze czasy średniowiecza.
  • Acha… i jeszcze ten akcent! ;)

do ogarnięcia

a tu się pojawi pierwszy post jak już ogarnę techniczne sprawy :)