2 gru 2011

czapka najlepszym przyjacielem kobiety

Życie to ciągła sinusoida. Raz lepiej, raz gorzej. I to zarówno jeśli chodzi o sprawy ważne, jak i zwykłe pierdoły. Wiąże się to z przeżywaniem raz na jakiś czas "wielkich dramatów", jak choćby nieudana impreza, ohydny deser za 20zeta, oczko w rajstopach, zgubiony kolczyk, źle ułożone włosy. Tych ostatnich dotyczy mój dzisiejszy "dramat". Odpowiedzialna za niego jest moja fryzjerka, którą wielbię nad życie za to, że jako jedna z nielicznych w tym mieście potrafi ujarzmić moje włosy. Niestety okazało się, że mistrzyni cieniowania kompletnie nie radzi sobie z grzywką! To co mi dzisiaj zrobiła... no cóż... mówiąc delikatnie nie spełniło moich oczekiwań. Po prostu złe cięcie skutkujące tym, że mam coś jak kawałek grubego dywanu na czole. A miał być taki miły powrót do dzieciństwa - ostatni raz grzywkę miałam jakieś 15lat temu. Dlatego od dzisiaj kocham moją czapkę miłością wielką i prawdziwą i zamierzam się z nią nie rozstawać przez najbliższe tygodnie. Oby tylko się w końcu porządnie zimno zrobiło! Na poprawę humoru - kawa i drożdżówka i uświadomienie sobie, że moje włosy rosną z prędkością światła, więc koszmar grzywkowy nie potrwa długo:)

No! Nie ma to jak rozpocząć dzień od babskiego marudzenia! Od razu mi lepiej;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz