21 mar 2012

po weekendzie, bez tytułu. bez pomysłu.

Ach, jaki to był przemiły weekend :) Mama w piątek szczęśliwie doleciała do Luton (chociaż o mały włos, a nie zdążyłaby na samolot!) skąd prosto pojechałyśmy do hostelu. Naprawdę byłam szczęśliwa, że mogłam ją zobaczyć po tych prawie trzech miesiącach. Skype to nie to samo, co spotkanie. Zatrzymałyśmy się w The Royal Bayswater Hostel, który polecam tylko wyłącznie ze względu na lokalizację, bo same warunki w hostelu pozostawiają wiele do życzenia.
Ze względu na złą pogodę trochę zmieniłyśmy wcześniejsze plany, ale i tak pokazałam mamie w ciągu tych dwóch dni spory kawałek Londynu: Buckingham Palace, Big Ben, Westminster Abbey, Wellington Arch, V&A Museum, Science Museum, Green Park, St. James's Park, Kensington Gardens, Kensington Palace, The Royal Albert Hall, Pomnik Alberta, Hyde Park, London Bridge, The Tower, Tower Bridge, Portobello Road, dzielnica Notting Hill, no i oczywiście były też zakupy w Primarku.
Smutno było się żegnać w niedzielę, ale w końcu już za dwa tygodnie to ja zawitam do Gdańska, więc nie ma co się żalić.


Od jakiegoś czasu targają mną wątpliwości co do mojego wyjazdu/pozostania tutaj. Sama nie wiem co mam robić. Sprawa wygląda następująco: kontrakt mam do połowy września. Natomiast dziewczyny, z którymi się tutaj trzymam wyjeżdżają w czerwcu, czyli dwa miesiące wakacyjne spędzę raczej samotnie tutaj, do tego będę miała więcej roboty, bo dzieciaki będą miały full wolnego czasu. Mam kilka opcji do wyboru: wypełniam kontrakt i zmywam się we wrześniu, przedłużam kontrakt (być może do Świąt Bożego Narodzenia), skracam swój pobyt i zmywam się przed wakacjami (ale musiałabym znaleźć dobrą wymówkę, bo jakoś tak głupio mi ich zostawiać z byle powodu), wypełniam kontrakt do końca, ale zostaję w Londynie i szukam innego zajęcia (chociaż sama nie wiem jakiego). Tęsknie za Gdańskiem, rodziną i przyjaciółmi, ale boję się tego, że jak przyjadę to czekają mnie długie tygodnie (o ile nie miesiące) szukania pracy, a jak już ją znajdę to będzie to 10h pracy na dobę za 1300zł... gdzieś też podskórnie boję się zostania tutaj... bo im dłużej tu będę, tym jeszcze trudniej będzie mi wrócić, a chyba nie wyobrażam sobie życia na emigracji... no i też Londyn to nie jest jakiś raj na Ziemi, nie mam gwarancji, że życie mi się tutaj fajnie ułoży... no sama nie wiem... czasu do namysłu jeszcze trochę mam... jakoś zawsze w życiu spadałam na cztery łapy, i większość decyzji, które podejmowałam okazywało się słusznych, więc liczę na to, że tym razem znów tak będzie.

3 komentarze:

  1. Tak naprawdę, to nigdzie nie ma gwarancji, że ułoży się życie... Przemyśl sobie wszystko, coś wymyślisz na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czasami ciezko ulozyc sobie w glowie to wszytsko. Ja tez teraz stoje przed pewnymi wyborami, niektore musze odrzucic dla innych i tez amm nadzieje ze postapie slusznie. W WB latwiej o prace, w polsce pelno moich znajomych mimo ukonczenia magistra chodza od miesjca do miejsca szukajac pracy i nic .. a jak juz to staz za 600 zl

    OdpowiedzUsuń
  3. W WB niestety nie jest łatwiej o pracę. Nie mówię tutaj o pracy jako kelner/ sprzedawca, bo to się zawsze prędzej czy później znajdzie.
    Bardziej chodzi mi o pracę w zawodzie. Najłatwiej jest jeśli masz degree z nauk medycznych/ biomedycznych/ biotechnologicznych, bo tutaj to się bardzo szybko rozwija i potrzebują ludzi. Poza tym wszelkie technologie komputerowe.
    Z resztą zawodów to taka sama bida jak w Polsce. A jeśli ktoś ma inżyniera to lepiej niech siedzi w Polszy

    OdpowiedzUsuń