Plan na dzisiaj obejmował wizytę w Imperial War Museum. Było w porządku, ale bez większych zachwytów. Fajnie jest popatrzeć na te wszystkie samoloty, czołgi, łodzie podwodne, ale jeśli nie jest się fanem wojska bądź wielkim miłośnikiem historii to po jakimś czasie zwiedzanie może być odrobinę nużące. Natomiast na pewno warto obejrzeć tamtejszą wystawę o Holocauście, jest naprawdę bardzo dobra.
Zaraz po wyjściu, zjedzeniu kanapki i zakupieniu czekoladowego muffina popędziłyśmy do Notting Hill na spotkanie z Mariane i jej dwoma meksykańskimi koleżankami. Poszłyśmy się przejść na zatłoczoną Portobello Road zastawioną przeróżnymi stoiskami z ciuchami, biżuterią, pamiątkami, jedzeniem i wszystkim czego dusza zapragnie. Kiedy odłożę trochę kasy to na pewno tam wrócę i coś sobie kupię :) Sama uliczka jest dość urokliwa, chociaż chyba lepiej się prezentuje na pocztówkach niż w rzeczywistości. Dzień zakończyłyśmy w kawiarni na jednej z uliczek z Notting Hill.
Tak więc pierwsze koty za płoty - już nie mogę się doczekać następnej wyprawy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz